Quantcast
Channel: Królowa Śniegu » opowiadania
Viewing all articles
Browse latest Browse all 10

Epilog: Młoda kobieta na cmentarzu

0
0

-          Obiecuje. Ej, a nie boisz się chodzić po cmentarzu nocą?

-          Nie, żywi potrafią być straszniejsi od umarłych.

-          Wiem coś o tym. – Objęła go.

-          Tęskniłam za tobą.

 

Eryka i Gabriel, fragment rozdziału 6 „Burza”.

Słońce zachodziło. Ale było. Po tym wszystkim to zawsze jakaś ulga. Kiedyś przecież nie sądziła, że je jeszcze zobaczy. Wielka pomarańczowa kula prześwitywała miedzy nagimi gałęziami drzew. Młoda kobieta stała na cmentarzu, przed zaniedbanym, zdewastowanym grobem i zastanawiała się jak długo może trwać ludzka nienawiść.

Jej jasne, kręcone włosy opadały na jej ramiona okryte czarnym, grubym płaszczem. Jesień tego roku była ciepła i słoneczna, taka prawdziwa złota polska jesień, a mimo to w powietrzu czuło się już chłód nadchodzącej zimy. Właśnie kończył się październik i cichy do tej pory cmentarz już niedługo rozświetlą kolorowe znicze z okazji Święta Zmarłych. Potem znów zrobi się cicho, jeszcze ciszej, gdy biały puch okryje nagrobki. Ale przecież to tylko zima, nie będzie trwać wiecznie. A mimo to, zawsze gdy nadchodziły pierwsze mrozy, spadał pierwszy śnieg, ona czuła niepokój, niewysłowioną tęsknotę, za czymś czego nie dało się opisać. I smutek. Tak, przejmujący, że zdawał się zmieniać jej serce w bryłę lodu. Czasem łapała się na tym, że stoi przy oknie i wpatruje się w dal, patrzyła zawsze w kierunku lasu, majaczącego na horyzoncie. To tylko drzewa, okryte śniegiem, Gabriel zdjął klątwę, pokonał widmową Królową, a jednak nawet po tylu latach były miejsca, których unikała. Bała się. Rzeka. Nawet sam zapach tej wody powodował mdłości i zawroty głowy. Rozkład, zapach śmierci.

Eryka Schaffer niewiele się zmieniła, przez ostatnie lata. Mimo ciężkich przeżyć nie wróciła do heroiny, była przecież matką. Minęło pięć lat, a ona wciąż nie wierzyła, że to wszystko się stało. Od bardzo, bardzo dawna nie myślała o tych czasach. Myśli i wspomnienia czasem same nadchodziły, jak natrętne, ospałe muchy pchające się do domu z końcem lata, lecz ona starała się zawsze odepchnąć je od siebie jak najdalej. Wtedy… mroczne to były dni, nie chciała ich pamiętać, jednak czuła, że musiała. Dla Gabriela, dla ich syna i dla samej siebie. Ten grób, nad którym stała, wyglądał tak dlatego, że tu nie przyjeżdżali. W jakiś sposób czuli, że to ich już nie dotyczy, że każde z nich odegrało już swoją rolę w tej historii i czas ruszyć dalej. Bez żalu pozostawić tych, którzy umarli, a jemu pozwolić spać, snem wiecznym obok Joanny. Teraz gdy wreszcie się przemogli i tu przyjechali wspomnienia wróciły, a ona nie chciała już ich zatrzymywać. Patrzyła na czarno-białe zdjęcie obok nazwiska i epitafium. Taki przystojny, młody mężczyzna o kruczoczarnych włosach i inteligentnym spojrzeniu. Ładne zdjęcie, był na nim młodszy niż w chwili śmierci, nie było siwych włosów. To była chyba taka fotografia, jaką miał w dowodzie.

Pierwszy raz od chwili jego śmierci odważyli się tu przyjechać. Nie byli na pogrzebie, a jednak Eryka odnalazła grobowiec Morganów bez trudu, jakby już tam była, znała drogę. Wiktor czekał w samochodzie, razem z jej synem. Michał Schaffer. Pięć lat i już taki podobny do ojca. I dziadka. Póki nie dusi chomików i nie wyrywa skrzydełek motylkom wszystko jest w porządku, ale obawy wciąż były. Takie geny. To było przerażające, dziadek seryjny zabójca i gwałciciel, pradziadek zboczeniec gwałcący własnego syna, prapradziadek fanatyk, który wykorzystał i posłał na stryczek niewinną dziewczynę, Wiktor swego czasu też miał parę ładnych dokonań. Ale w końcu to syn Gabriela Morgana, bohatera, który bez wahania szedł na śmierć, by ocalić tych, których kocha.

Eryka była bardzo przejęta. Zawiał północny, lodowaty wiatr i ona ciaśniej otuliła się płaszczem. Dopiero wtedy odważyła się odezwać.

-          Gabriel wiem, że tu jesteś. – Liczyła, że usłyszy jakąś, jakąkolwiek odpowiedź, lecz odpowiedziała jej jedynie cisza. Westchnęła – Wiesz… ja do tej pory nie mogę w to wszystko uwierzyć. – Znów spojrzała na zdjęcie. – Takie podobieństwo. Te same oczy, twarz, a taka różnica charakteru. To tak jakby okazało się, że Ghandi był synem Adolfa Hitlera. Może przesadzam? Kiedy myślę o naszym synu… chciałabym wierzyć, że wyrośnie na dobrego człowieka, takiego jak ty. To takie spokojne i grzeczne dziecko, ale co będzie, jeśli kiedyś polubi agresję? Na razie nie ma żadnych symptomów, ale ma dopiero pięć lat, co jeśli w wieku piętnastu okaże się ćpunem i mordercą. Po mnie i twoich przodkach ma do tego świetne predyspozycję. Wiesz… ja nawet cieszę się, że on tak wygląda. Bo jest taki podobny do ciebie, ale z drugiej strony też do… niego. Samo to dowodzi jak silne są geny twojej rodziny. Trzy pokolenia i macie takie same oczy, włosy, kształt twarzy, nosa… – Poczuła jak ktoś delikatnie obejmuje ją od tyłu.

-          Nie przesadzaj, geny to nie wszystko. A nos, odkąd mi go złamał, jest zupełnie inny. Zresztą spójrz na to zdjęcie, wcale nie jesteśmy do siebie tacy podobni. On miał skurwysyństwo wypisane na twarzy. W sumie to ja zawsze byłem znacznie przystojniejszy.

-          Pewnie, że byłeś. – Odwróciła się, on się nachylił i pocałowała go w policzek.

-          Jak się czujesz tutaj?

-          Szczerze? Jakby miał zaraz wyskoczyć spod ziemi i złapać mnie za nogę. Pierwszy raz od pięciu lat mam aż taką ochotę na papierosa. Pięć lat… a ja dalej czuję jakby to było wczoraj, a jednocześnie… to dziwne, ale to tak jakby to się w ogóle nie zdarzyło, jakby było tylko złym snem.

-          Gabi… – Przytuliła go mocniej. – Żałujesz, że tu przyjechaliśmy?

-          Nie, choć spodziewałem się więcej, spodziewałem się, że uwierzę, że już jesteśmy bezpieczni. Że wy jesteście…

-          Spójrz na mnie, on już nigdy nie wróci, nie skrzywdzi ani ciebie, ani Wiktora, ani Michasia.

-          Wiem, tylko boje się, że po dzisiejszym dniu znów zacznę budzić się z krzykiem.

-          To już nigdy nie wróci, jego już nie ma. Wracajmy, bo Misiu zamęczy swojego ojca chrzestnego.

-          Przecież wujek Wiktor go uwielbia. Szkoda, że Tamara i Maks nie pojechali z nami. Trzeba by się było zebrać na rodzinne spotkanie.

-          Pogadam o tym z Wiktorem, może na święta do nich wpadniemy. Wracamy?

-          Wiesz… idź przodem, ja jeszcze chwilę tu zostanę.

-          Jesteś pewien?

-          Taa… dam sobie radę.

-          Okej. – Odeszła.

Gabriel chciał tam pobyć, sam na sam z grobem ojca i wszystkimi wspomnieniami. Ostatecznie rozliczyć się z przeszłością.

Zaraz po powrocie ze szpitala było mu bardzo ciężko. Cały czas się uczył. Musiał się czymś zająć, żeby, choć na chwile, odpocząć od plątaniny myśli i potwornych uczuć. Nadrabianie zaległości było przynajmniej pożyteczne. Oddalił się od Eryki. Ona to czuła, gdy nie chciał z nią rozmawiać, unikał jej wzroku, bał się, gdy go dotykała, nie chciał się z nią kochać. Było jej przykro, była w ciąży i potrzebowała opieki. Tymczasem on całkiem się rozkleił. Budził się w nocy z krzykiem, potem przez całe godziny nie mógł spać, przytulał się do niej i płakał. Ona wykazywała anielską cierpliwość, choć wiedział, że nie jest jej lekko. Musieli się szybko wyprowadzić od Szagala. Tam za dużo rzeczy się działo, za często trzaskały drzwi, lub ktoś coś krzyczał. Ona cierpiała w milczeniu. Nienawidził się za to, ale było coś jeszcze gorszego. Kiedyś po prostu ją uderzył. Nawet się wtedy nie kłócili. Po tym chciał się z nią rozstać, nawet wyprowadził się na jakiś czas do Wiktora. Nie mógł pozwolić, żeby jej coś zagrażało, a on bez powodu uderzył dziewczynę w ciąży. Jedynym powodem było to, że dostał ataku paniki. Siedział w kuchni, ona coś mówiła i miała w ręce nóż, bo coś akurat nim kroiła. Potem mówiła, że to jej wina, że zachowała się bezmyślnie wymachując przed nim nożem, że powinna zauważyć, że go przestraszyła. Chodzili razem do psychologa i psychiatry. Czasem prosił by wyszła. Nie dlatego, że chciał przed nią coś ukrywać, tylko niektóre szczegóły były zbyt drastyczne.

Gdy jeszcze był w szpitalu zaczęła się cała ta sensacja. Dziennikarze, jak zwykle, szybko dowiedzieli się wszystkiego, nawet tego, czego nie powinni. Napisali o tym, że to on rozwiązał tę sprawę i jak bardzo poświęcił się, żeby pomóc policji, jak ryzykował życie by świat poznał prawdę. Potem o nim i o Eryce, o tym, kim są i że spodziewają się dziecka. Potem postawiono zarzuty jego ojcu i było coraz gorzej. Gabriel był wściekły, gdy usłyszał, jak w wiadomościach mówią, że „Jakub M. jest oskarżony nie tylko o trzydzieści dwa morderstwa, w tym zabójstwo własnej córki i kobiety, która była z nim w ciąży. Usłyszał też zarzuty o znęcanie się nad rodziną, co w efekcie doprowadziło do samobójstwa jego żony, Felicji M., molestowanie i wykorzystywanie seksualne swoich dzieci Joanny i Gabriela, usiłowanie zabójstwa syna…” Spikerka mówiła o tym jeszcze długo, a on nie wierzył. Jak te hieny to wygrzebały? „Molestowanie i wykorzystywanie seksualne”. Jakby nie miał już dość upokorzeń i powodów do wstydu.

Wielu ludzi jednak wzruszyła jego odwaga i cierpienia, jakich doznał i chcieli mu pomóc. Do tego Kotwicka, wdzięczna za wszystko co zrobił dla niej i Wiktora, też mu pomagała, jak rodzona matka. Mógł w spokoju iść na wymarzone studia, cieszyć się z narodzin syna i nie martwić się o przyszłość.

Jeśli chodzi o Jakuba to nie był proces z tych, które ciągną się latami. Obrońca robił co mógł, ale sąd odrzucił apelacje i skończyło się na dożywociu. Przed ogłoszeniem wyroku Jakub miał prawo coś powiedzieć. Wtedy zrobił przedstawienie. Wstał i spokojnym, smutnym tonem powiedział

-          Jestem niewinny, nikogo nigdy nie zabiłem, tak jak nigdy nie skrzywdziłem żony i dzieci. Tylko… oczywiście wszyscy uwierzyli jemu i im. – Wskazał na Gabriela i swoich dawnych przyjaciół, którzy zaczęli sypać. – Padłem ofiarą podłej prowokacji… Chciałem tylko powiedzieć mojemu synowi, że wybaczam mu, że mnie w to wrobił. Nie rozumiem, co takiego zrobiłem nie tak, że mi to robisz, ale zawsze będę cię kochał, jesteś moim dzieckiem.

Potem wyrok został ogłoszony. Gabriel wiedział, że tym razem to naprawdę koniec.

Długo nie wierzył, że są jakiekolwiek szanse, że wszystko będzie normalnie, jednak stało się. Rok po maturze poszedł na studia, medycynę. Krzysiek pomagał mu w nauce i szybko okazało się, że Gabriel jest jednym z najzdolniejszych studentów na roku. On i Eryka pobrali się, gdy Michaś miał trzy lata. Ona chciała, żeby ich syn nosił takie samo imię i nazwisko jak jego ojciec, jednak Gabriel nigdy się na to nie zgadzał. W końcu stanęło na tym, że będzie nosił imię takie jak drugie imię Gabriela, też mu się to nie podobało, te anielskie imiona, które jego ojciec nadał mu żeby pokazać światu, jaki to jest religijny, tak samo jak Joanna Teresa, czemu nie Maria Faustyna? Ale Michaś to zawsze lepiej niż Gabriel. Jednak z nazwiskiem nie ustąpił i Michał nosił nazwisko matki. Po ślubie Gabriel też przyjął jej nazwisko. Nie chciał mieć z ojcem nic wspólnego.

Tymczasem Jakub trafił do więzienia, mimo sprzecznych opinii różnych psychiatrów. Wielu skazanych oglądało wiadomości, więc był już znany w zakładzie karnym, do którego go posłali. W więzieniach raczej nie lubi się gwałcicieli, a już na pewno nie facetów, którzy wykorzystywali własne dzieci. Sam fakt, że siedział między innymi za gwałty i pedofilię oznaczał, że ma przeżyć piekło na ziemi. Zamknęli go z jednym, ze spokojniejszych skazanych, żeby nie stała mu się krzywda. Trzydziestolatek imieniem Łukasz szczerze gardził Jakubem, ale nie chciał robić sobie problemów, bo starał się o zwolnienie warunkowe. Siedział za napad z bronią w ręku, ale wbrew pozorom był spokojnym i sympatycznym człowiekiem. Jakub z trudem zdobył jego zaufanie. Był mu potrzebny, bo nie pierwszy raz garował i znał wszystkich w zakładzie. Więźniów, personel, potrafił wszystko załatwić i był ogólnie lubiany. Znajomość z nim była Jakubowi na rękę. Kiedy już się zaprzyjaźnili przez jakiś czas było w porządku, potem jednak Jakub chciał go sobie podporządkować. Łukaszowi się to nie podobało, ale Jakub czuł się coraz bardziej pewnie. Przesadził jednak, gdy Łukasz pokazał mu zdjęcie swojego syna. Jakub w żartach stwierdził „Wstrętny bachor, jakby mój tak wyglądał to bym go od razu w Wiśle utopił”. Ten tekst zdenerwował Łukasza tak bardzo, że pobił Jakuba, a następnego dnia pobito go jeszcze na spacerniaku. Jakub był mściwy i dlatego zaatakował Łukasza nożykiem wyjętym z maszynki do golenia.

Jak się później okazało był to największy błąd w jego życiu. Łukasz jakoś się wybronił, ale nie mogli mieszkać już w jednej celi. Jakuba przeniesiono do celi z innym skazańcem. Był to wielki i tępy facet imieniem Mariusz, ale wszyscy wołali go Mungo. Był nieco opóźniony w rozwoju, ale nie wystarczająco by nie odpowiadać za morderstwo dwóch osób. Jakubowi to bardzo pasowało, łatwiej było manipulować wielkim i głupim chłopakiem, niż inteligentnym i zaradnym mężczyzną, który spędził więcej czasu w ZK niż na wolności. Do tego Mariusz ze swoim wyglądem odstraszał każdego, komu się Jakub nie podobał. Mungo tak właściwie nie chciał zabić tych chłopaków, ale oni się z niego nabijali, dokuczali mu i wyzywali. Chciał tylko żeby się zamknęli, przestali mówić, że jest głupi, tłusty i ma pedalski głos. Faktycznie mimo całej swej ogromnej postury mówił cienkim, wysokim głosem. Bił ich, aż przestali się z niego śmiać, potem odzywać, potem ruszać i oddychać. Mungo wychowywał się w domu dziecka. Kiedy trafił do więzienia czasem odwiedzał go ojciec, pozbawiony praw rodzicielskich alkoholik. Dla Munga to nie był nikt ważny, więc nie przejął się zbytnio, gdy przestał przychodzić. Jednak, któregoś dnia przyszedł znowu. Powiedział Mariuszowi, że złapali mordercę jego matki.

-          Słyszałem, że go tu wsadzili. – Powiedział. – Choć nie wiem czy to prawda.

-          Nie wiem. – Powiedział Mungo. Ojciec pokazał mu gazetę. Na zdjęciu był mężczyzna z czarnym paskiem przesłaniającym oczy.

-          Jakub M., znasz go?

-          Nie, ale podobny do gościa, z którym siedzę pod celą.

-          A jak ten gość się nazywa?

-          Kuba Morgan. Siedzi za jakieś morderstwa, ale powiedział, że jest niewinny, że jego syn go wrobił. Jest fajny.

-          Kiedy tu trafił?

-          Jakiś rok temu.

-          Tak samo… Posłuchaj, Kuba to zdrobnienie od Jakub. Siedzisz w jednej celi z mordercą mamy.

Mungo wrócił do celi jakieś pół godziny później. Spojrzał na Jakuba. Ten uśmiechnął się do niego.

-          Co tam Mungo? Tata cię odwiedził?

-          Tak.

-          Przyniósł ci coś dobrego? – Mungo jakby go nie usłyszał.

-          Wiesz, że on nie zawsze pił? Zanim zaginęła mama on był dobry. Grał ze mną w piłkę, uczył jeździć na rowerze. Potem był bardzo smutny i zabrali mnie do domu dziecka. Tam nazwali mnie Mungo. Tak jak taki kot z bajki. Też był taki jak ja, duży i głupi. Mama zawsze pomagała mi w lekcjach i mówiła, że nie jestem głupi, że tylko niektóre rzeczy wolniej rozumiem. W domu dziecka nikt mi nie pomagał i nie zdawałem z klasy do klasy.

-          To przykre.

-          Wiesz, jakby mama żyła to może skończyłbym jakąś szkołę? I byłoby inaczej. Nie siedziałbym tu… miałbym pracę?

-          Może… wiesz, dostałem list od synowej. Ten niewdzięczny gnojek, mój syn się ożenił i ma dzieciaka. Kurwa, jestem dziadkiem. Gnój zmarnował sobie życie, ale ja go ostrzegałem. Zobacz zdjęcie mi przysłała. Niemczura, ale niezła dupa. No i widać, że lubi ten sport. Poużywałbym sobie, nie ma co.

-          Czy ty mnie słuchasz?! Zabiłeś ją! Zabiłeś moją mamę!

-          Nikogo nie zabiłem, zostałem wrobiony.

-          Po dwudziestu latach znaleziono jej ciało. Zakopałeś ją w lesie skurwysynie! – Mungo rzucił się na niego.

-          Pomocy! Strażnik! – Klawiszowi się nie spieszyło. Wszyscy mieli dość tego aroganckiego typa, Morgana. W końcu wszedł do celi, nawet nie było czego ratować, Mungo rozwalił mu głowę o ścianę, wszędzie była krew, kawałki czaszki i mózgu. Sam Mungo siedział przestraszony na pryczy, obejmując głowę zakrwawionymi dłońmi, kiwając się w przód i w tył.

-          Dołożą ci za to do wyroku, choć dobrze tak skurwysynowi. – Powiedział klawisz spokojnie i stanął na czymś. Podniósł, to było zdjęcie. Młoda i ładna, jasnowłosa kobieta, szczupły mężczyzna, chyba młody, ale już prawie siwy i dziecko, śliczny czarnowłosy chłopiec. – To twoje?

-          Jego. Syn i jego żona i ich dziecko.

-          Wysłał mu to po tym wszystkim? Dobrze, że mu się ułożyło, szkoda tego chłopaka, co on musiał przeżyć. No Mungo, dlaczego to zrobiłeś?

-          Dowiedziałem się, że zabił mi matkę.

Potem był pogrzeb, na którym nie było Gabriela, ani Eryki. Był Wiktor i Iwona, ale siedzieli z tyłu. Dopiero po ponad roku powiedział Eryce, że jest gotowy tam pojechać i pójść na jego grób. Chciał wreszcie uwierzyć, że to już koniec. Spojrzeć na grób ojca bez strachu, no i odwiedzić Joannę. Jednak w ostatniej chwili, gdy już byli na cmentarzu zrezygnował i powiedział, że nie da rady i wraca do samochodu. Nie wrócił. Patrzył z daleka jak Eryka stoi nad grobem. Podszedł trochę bliżej i chyba wtedy go usłyszała.

-          Gabriel wiem, że tu jesteś…

Podszedł do niej i chwile porozmawiali. Potem ona odeszła, a on został. W spokoju przeanalizował sobie ostatnie pięć lat. Jedno, co wciąż go zastanawiało to jak to się stało, że Jakub trafił do celi z Mungiem? Jak doszło do tego, że ktoś przeoczył, że zamykają mordercę z dzieckiem ofiary?

Czy Łukasz wiedział o matce Munga i czy to on w ramach zemsty, to zaaranżował wykorzystując swoje znajomości, a potem przekazał tę wiadomość do jego ojca? Raczej nie, to zbyt skomplikowane, mógł to załatwić prościej. Zresztą to był zwykły złodziej, nie żaden morderca.

Więc może Kotwica, albo Iwona? Ale Kotwica na pewno miał tam kogoś ze swoich ludzi, albo mógł mieć. Taki ktoś mógłby profesjonalnie sprzedać Jakubowi kosę na spacerniaku, lub w jakimś zacisznym miejscu i nikt by się nie zorientował.

Jednak w przypadek nie chciało mu się wierzyć. Nie chciał mieszać do wszystkiego duchów, choć było to trudne z uwagi na to, co przeżył. Teraz to wszystko; Kassandra, Czarna Katia i jej towarzysze, śledztwo, Zgromadzenie, dom Szagala, Sawicki, Makowski i sama Królowa Śniegu wydawało mu się snem. Zwłaszcza, że od pięciu lat nic takiego się nie działo.

Stwierdził, że co do swojego ojca i Munga, będzie się musiał tylko domyślać. Te wszystkie domysły szybko się jednak rozwiały. Spojrzał na grób. „Rzadki widok, zwłaszcza pod koniec października” Pomyślał widząc jak na zimnej płycie nagrobka usiadł mały niebieski motylek.

конец


Viewing all articles
Browse latest Browse all 10

Latest Images

Trending Articles